czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 69

Obudziłam się około 12.oo. Patrzę w komórkę i myślę `prawie trafiłam`. Było tam 36 SMSów ! No więc zrobiłam wielkie oczy, jakimś cudem wygrzebałam się z łóżka, pomaszerowałam do łazienki z telefonem w ręce i wykręciłam numer chłopaka. Odebrał akurat jak myłam zęby :
- Zasnęłaś, nie ? - usłyszałam
- No. A czego się spodziewałeś ? Że do rana gadać będziemy ? - powiedziałam niewyraźnie ze szczoteczką w buzi
- Umyj te zęby, to pogadamy. - zaśmiał się i zakończył rozmowę


Z bananem na ryjcu dokończyłam szorowanie kłów i znów wylądowałam na łóżku. Znów wykręciłam numer Nathana i znów odebrał :
- Już ? - spytał
- Już. - potwierdziłam - 36 wiadomości to nie za dużo ?
- Bałem się, że zemdlałaś.
- Nie przypominaj.
- Sorry. Jak noc ?
- Dobrze. Dopiero wstałam.
- Ja spać nie mogłem. Myślałem o Tobie i o tym, że Cię tu nie ma.
- Uroczo.
- Nie inaczej. - oboje się uśmiechnęliśmy - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
- Przeprowadź się na stałe do Londynu.
- Wiesz, że dopiero jak skończę osiemnastkę mogę takie coś brać pod uwagę.
- Wiem, ale osiemnastkę masz już za około miesiąc.
- A pamiętasz kiedy ?
- 4 czerwca.
- Skąd wiesz ? Przecież Ci nie mówiłam.
- Mam swoje źródła. - wtedy usłyszałam pukanie do drzwi
- Nie ma mnie. Śpię jeszcze. Wypad ! - krzyknęłam
- Vic, to ja, Jason.
- Nie ! Święty Mikołaj. Czego chcesz ? - spytałam przez drzwi
- Chodź na śniadanie. Nic od wczoraj nie jadłaś. Mama się martwi.
- Mama się martwi, tata się nie interesuje, a braciszek robi za informatora. Śniadanie mówisz ? Nie dzięki. Będę głodna to przyjdę sama. - powiedziałam i przyłożyłam telefon do ucha - Sorry. Rodzina się zaczęła mną interesować.
- Vicki Watson Sykes ! Czy ja dobrze usłyszałem ? Nie jesz od wczoraj ?!
- Nath... jeszcze nie Sykes.
- Nie jesz od wczoraj ? - powtórzył pytanie
- Nie byłam głodna.
- Idź jedz. Bo nie będzie niespodzianki.
- Jakiej znowu niespodzianki ?
- Kocham Cię. Pa. Smacznego. - i się rozłączył


Ubrałam jaskrawo zielone spodnie dresowe i białą bokserkę. Włosy uczesałam w kucyk, a na nogi założyłam skejty. Kit, że po domu. Komórka do kieszeni i mogę opuścić pokój. Najpierw ostrożnie ominęłam pokój brata, później cicho weszłam na schody i kiedy wpadłam do kuchni niczym tygrysica, bezszelestnie, usłyszałam mamę. Rozmawiała z tatą. Nie chciałam podsłuchiwać, ale i tak nikt się nie dowie :
- Ona coś ukrywa. Jestem tego pewna. - mówiła
- Nie. Gdyby coś ukrywała wiedzielibyśmy o tym. Ale ona nic nie ukrywa. Zawsze nam wszystko mówi. - wtrącił tato


No zatkało mnie. Gadają o mnie. Obgadują normalnie. Fakt, wszystkiego im nie mówię. To dlatego, że nie chcę, aby mnie to psychiatryka wysłali. Po dwóch sekundach spostrzegłam, że stoi obok mnie Jason :
- Czego chcesz ? - spytałam cicho
- Nie wolno podsłuchiwać. - upomniał
- Nie Twoja sprawa.


Poszłam znów do siebie. Postanowiłam, że zadzwonię po Alice i przejdziemy się po mieście. Powiedziała, że jest akurat w Nottingham z mamą i tatą na zakupach. Zaproponowała wspólne wyjście, a gdy przyjdzie na to czas, ulotnienie się. Zgodziłam się, bo nie mogłam odmówić. Umówiłyśmy się za dwie godziny na przystanku obok mojego domu. `Trzeba się przebrać` - pomyślałam drapiąc się po głowie. No więc tak...Ostatecznie nic nie wymyśliłam, także poszłam w tym co miałam. Gdy Alice mnie zobaczyła, podniosła się gwałtownie z ławki i powiedziała :
- W domu aż tak źle ?
- O co chodzi ? - zapytałam oglądając się, jakbym sprawdzała, czy nie jestem gdzieś brudna
- Jak Ty wyglądasz ?
- Normalnie ?
- Twoim zdaniem, to - wskazała na spodnie - jest normalne ?
- Tak ?
- Idziemy do miasta, czy na biwak ?
- Do miasta ?
- Przestaniesz zadawać pytania zamiast odpowiadać ?!
- Dobra. - stwierdziłam, a przyjaciółka zrobiła taki zonk o.O


Ruszyłyśmy w stronę miasta.
Gdy byłyśmy na miejscu, spoglądałyśmy na wszystkie wystawy. Ja nic nie kupiłam, natomiast Ali wracała do domu z sześcioma ogromnymi torbami wypchanymi po brzegi. Nie wiem jak zapakowała się do auta.
Po czterech godzinach pożegnałyśmy się. Alice odjechała z rodzicami do Londynu, gdzie była cała paczka, a ja wróciłam do beznadziejnego domu.
Przed budynkiem usiadłam na przystanku. Miałam szczęście. Drzewa zasłaniały widoki z okien. Nie było szans, że rodzinka mnie sprawdzi.
Po drodze do domu zatrzymałyśmy się w kiosku. Kupiłam paczkę fajek. Po prostu. Siedząc i myśląc, przypomniałam sobie o nich. Chwyciłam po torebkę i wyjęłam papierosy. Zapalniczką wykonałam jeden ruch. Najpierw lekko się zakrztusiłam, ale później mi się spodobało. Zamknęłam oczy. Zaciągnęłam się dłużej, głębiej. Powoli wypuszczając dym, usłyszałam ... Jay'a :
- Vicki ? Co Ty wyprawiasz ? - otworzyłam oczy i zgasiłam fajkę
- Ja ? Nic. Co Ty tu robisz ?
- Chciałem iść z Tobą na spacer.
- A dzwoniłeś ? - wstałam
- Nie. Chciałem Ci zrobić niespodziankę.
- Za dużo niespodzianek !


Wtedy dłońmi zakryłam twarz. Jay, jako najlepszy przyjaciel, podszedł do mnie i przytulił. Lubiłam, jak mnie przytulał...

3 komentarze:

  1. świetny rozdział
    od kiedy ty palisz ?!?!
    czekam na nexta
    już!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny:) ale pamiętaj, że palenie zabija...;p

    OdpowiedzUsuń