niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 90

Kiedy Nath dawał mi buziaka, obudził się nasz synek. W sumie i tak dużo spał, a pewnie jest bardzo głodny.  Alice spojrzała na nas przerażona :
- Ja nic mu nie zrobiłam ! - krzyknęła
- Spokojnie. - zaśmiał się Nathan - Jest po prostu głodny.
- Czytasz mi w myślach ? - spytałam
- Po prostu wiem co dla niego najlepsze.
Spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem i zaniósł maluszka do kuchni. Tam podał go mojej mamie, a sam napełnił butelkę ciepłym mlekiem.
- Daj. Nakarmię go. Ty idź odpocznij. - powiedziała mama - Nie spałeś przez cały tydzień.
- Spałem. Może z dwie noce.
- Widzisz ? Idź się zdrzemnąć. Natychmiast !
- Dobrze mamo.
Oboje się do siebie uśmiechnęli i Nath wrócił do nas na górę.
- Widzieliście Seeva ? - spytała Alice
- Jest w salonie. Je jajecznice. To już jego druga porcja.
- Widocznie smakuje mu moja kuchnia. - uśmiechnęłam się
- Dobrze. Ja się zmywam. - przyjaciółka wstała z mojego łóżka i podeszła do mnie - Muszę jechać z Sivą do Londynu, bo mamy dzisiaj rodzinny obiad u moich rodziców.
- Skoro musisz.
Przytuliłam ją i dałam całusa w policzek. Pożegnałyśmy się i zamknęłam drzwi od mojego pokoju. Położyłam się obok wykończonego Nathana na łóżku i zamknęłam oczy.
- Zmęczony ? - zapytałam
- Nie.
- Przecież wiem. Nie kłam.
- Kochanie, mówię prawdę. Nie jestem...  - przerwało mu ziewnięcie - ...zmęczony.
- Zmęczony może nie, ale śpiący na pewno. Spadaj. - zepchnęłam go z łóżka - Idź się przebierz w piżamkę, umyj ząbki i przyjdź tu pod kołderkę.
- Dobrze mamo.
Jak kazałam - tak zrobił. Czarne jeansy, które odsłaniały tradycyjnie białe gacie, błękitny t-shirt i czarny full cap zastąpił szarymi, dresowymi spodniami. I tak wszedł pod kołdrę obok mnie.
- Już ? - zdziwiłam się
- Tak. Już. A teraz idę spać. Dobranoc. - pocałował mnie
- Będzie Ci zimno.
- Zawsze śpię bez koszulki.
- To dziwne. Przed wyjazdem do szpitala widziałam Cię, jak kładłeś się spać w t-shircie. Dzień przed tym także. I jeszcze jeden dzień przed.
- Dobrze, Vicki, masz rację. Przestańmy ciągnąć ten temat. Chciałbym się zdrzemnąć.
- Tylko 15 minut.
- Oczywiście. Noo... może 20. Nie dłużej. Obudzisz mnie ?
- Tak, skarbie, obudzę Cię.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
I po tych słowach odleciał.
Godzinę później mama przyniosła Lil'Jaya i włożyła go do łóżeczka. Ten dzieciak ciągle spał. A jak nie spał to pił mleko. Cóż. Tak czy inaczej był uroczy ^^
- Dobranoc, Vicki. Połóż się spać.
- Ale mamo, jest dopiero piąta po południu.
- No i ? Nathan śpi. Powinnaś brać z niego przykład. James też już słodko drzemie.
- Jeszcze 5 minut ?
- Nie. Do spania. Teraz. - powiedziała gasząc światło i wyłączając telewizor
- Dobrze mamo.
Mama uśmiechnęła się, wręcz zaśmiała pod nosem i wyszła zamykając za sobą drzwi. Nie chciało mi się już przebierać, więc zostając w dresach i t-shircie przykryłam się kołdrą, rzuciłam telefon na etażerkę i przytuliłam Nathana od tyłu. Zwykle on to robił, ale co ja mogę na to poradzić, że podkusiło mnie, aby go uściskać, a leżał plecami do mnie. Wsparłam prawy policzek na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.

2:18. Niestety Lil'Jay się obudził i musiałam do niego wstać. Nie sądziłam, że będzie to takie trudne, ale czułam, że ten nocy się nie wyśpię. Właściwie uświadomiłam to sobie wstając do niego czwarty raz. Ale jak mam być szczera, to nie przeszkadza mi to. Ja też często miewam humory. Chyba ma to po mnie. ^^
Kiedy stałam przy łóżeczku z maluszkiem na rękach, ocknął się Nathan.
- Która godzina ? - spytał
- 6:34. - odpowiedziałam szeptem - Śpij,kochanie.
- Miałaś mnie obudzić.
- Nie miałam serca. Wiesz jaki jesteś słodki jak śpisz ?
- Niestety nic nie może równać się z Tobą.
Posłał mi flirciarski uśmiech i przetarł oczy. Później westchnął i wstał z łóżka. Podszedł do mnie i już chciał wziąć Jamesa, ale włożyłam go do łóżeczka.
- Czemu to zrobiłaś ? - spytał takim tonem, jakbym go spoliczkowała za błahostkę, może nawet za nic
- Masz się wyspać. - cmoknęłam go w usta - Tam jest łóżko, kociaku. - wskazałam w odpowiednią stronę
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Idziesz spać i koniec. Ostatnio mało śpisz. Nie chcę, żebyś mi zemdlał czy coś. A jutro mamy przeprowadzkę.
- No tak.
Nath wziął mnie za rękę i razem położyliśmy się w łóżku. Co jak co, ale tam to ciepło było. A może to tylko Nathan ? W każdym bądź razie zasnęłam szybciej niż mi się wydawało.... oczywiście w jego ramionach.

12:00 ! W dodatku punktualnie otwarły się drzwi mojego pokoju.
- Vicki ! Nathan ! - zawołał Jason i zaczął skakać po łóżku.... po nas znaczy... - Wstawajcie. Ktoś na Was czeka.
- Goście ? Dzisiaj ? - zapytałam przecierając oczy
- Tak. - Jas zeskoczył z łóżka i zdjął z niego kołdrę, tym samym odkrywając nas - Idziecie ?
- Nie. - odpowiedzieliśmy równo. Postanowiłam, że, z kołdrą czy nie, i tak będę jeszcze spała i zatopiłam twarz w poduszce.
- Jak sobie chcecie. Powiem, że mają przyjść do Was. - i wyszedł z pokoju
- Vicki ? - zaczął Nath
- Co ?
- Wiesz, kochanie, że jest coś takiego jak kluczyk w drzwiach ? Zamek ? Żeby nieproszeni goście nie wchodzili i nie przeszkadzali ?
- Tak, wiem. Już mi to kiedyś wypominałeś. Zaraz...moment.... kiedy to było ? A no tak. W moje urodziny.- podniosłam się i spojrzałam na niego wrogo
- Przebież się. - pocałował mnie w czoło i pogładził po policzku - Ja idę zobaczyć, co to za zamieszanie.
Wyszedł przeciągając się, poprawiając niesforną grzywkę i ziewając. Zamknął za sobą drzwi. Wtedy ogarnęłam włosy. Rozpuściłam i przeczesałam szczotką. Również poprawiłam swoją, prostą choć lekko przydługą, grzywkę i spojrzałam w stronę łóżeczka. Było puste. Normalna matka by zaczęła panikować, ale nie ja. Wiedziałam, że moja mama wzięła małego już wcześniej. Około 8:00.
Zeszłam na dół i podreptałam do salonu. Zobaczyłam tam Toma, który siedział na sofie obok Jaya. McGuiness trzymał na rączkach maluszka, a mama siedziała obok nich. Na dywanie zajmował miejsce Jason, na fotelu tata - obaj wpatrzeni w telewizor. Ja natomiast dosłownie opadłam na kanapę, na której siedział wygodnie Nathan.
- No i mamy ten słynny duet ! Wreszcie ! - Tom był wyraźnie uradowany. Podszedł do mnie, przytulił, dał buziaka w policzek. Nathanowi uścisnął rękę i wrócił na swoje miejsce obok Jaya - Gratuluję.
- Jest śliczny. - podpowiedział Jay
- Po mamusi. - Nath wyszczerzył zęby w uśmiechu i szturchnął mnie lekko w ramię
- Po nas obu.
- Ale oczy to czysty tata. - zauważyła moja mama posyłając mu uśmiech
Mama nawet nie wściekła się na wieść o ciąży. Tak samo jak tata. Wręcz przeciwnie. Cieszyli się. Tylko martwiło ich jedno - zostali dziadkami w tak młodym wieku. No ale w sumie mnie też mama urodziła wcześnie. Tyle, że ona miała 22 lata. Ja ją przebiłam. Miałam 18.
- Szkoda, że teraz będzie tak pusto w domu. - westchnął tata - Zero zamieszania. Chyba, że z zadaniami domowymi Jasona.
- Spokojnie. - powiedziałam - Odwiedziny minimum raz w tygodniu.
- A skoro mowa o odwiedzinach. Gdzie jest Max ? - zdziwił się Nath
W tym momencie drzwi frontowe się otworzyły i do salonu wpadł...
- O wilku mowa, a wilk tuż tuż. - zażartował Tom
- A więc to jest to maleństwo. - zainteresował się Maxiu - Jesteś bardzo fotogeniczny, wiesz ?
No tak.... Ani ja, ani Nathan nie byliśmy na twitterze od okrągłego tygodnia. A właśnie wtedy Alice tweetnęła nasze zdjęcia ze szpitala.
- Dużo spamu ? - skrzywiłam się na samą myśl
- Raczej dużo pozytywnych komentarzy. - odpowiedział Jay - Sorry, Nath, że korzystałem z Twojego konta.
- Z mojego konta ?! - zerwał się chłopak - Ale błagam, powiedz, że nie odpisywałeś nikomu !
- Nie denerwuj się tak. Tylko sprawdzałem wiadomości..... to znaczy tweety.
- Haha ! - zaczęłam się głośno śmiać - Jaythan Forever !


______________________________________________
Co powiecie na SKwR ?
(czyt. Słowa Kluczowe w Rozdziale)
W tym o tutaj słowami kluczowymi były "dobrze, mamo"
Co Wy na to, żeby pisać mi w komentarzach Wasze
propozycje ? ; )
Taka nowa `gra`... bo wiecie... tak okazyjnie .
Bo napisałam Wam 90-siąty rozdział ^^
<3

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 89

Po tygodniu wreszcie wypuścili nas ze szpitala. Wpakowałam się na tylne siedzenie mojego Land Rovera i włożyłam małego Jaya do fotelika. Fakt, chłopacy zobaczą go dopiero w domu. Specjalnie przyjadą z Londynu.
Po upływie 10 minut byliśmy już na Waverley Street. Co prawda pokoju dla maluszka tam nie mieliśmy, ale chyba łóżeczko wystarczy. Zresztą i tak jutro wyjeżdżamy do Londynu. Nath kupił tam mieszkanie, wyremontował, a chłopakom daliśmy wolną rękę, jeśli chodzi o ustawienie mebli. Z wyjątkiem sypialni i pokoiku dla Jamesa. To Nathan konsultował ze mną. Szkoda, że dopiero jutro zobaczę efekty ich pracy. Totalna niespodzianka. No nic. Miejmy nadzieję, że będzie mi się podobać...chociaż Nathan zawsze potrafi wszystko urządzić... trafiając w moje gusta.
Od razu włożyłam Lil'Jaya do łóżeczka. Zasnął w aucie. Jaki przeuroczy widok. ^^
Poszłam pod prysznic. Później przebrałam się w szare dresy, duży, biały t-shirt, a włosy związałam w niechlujnego koka.
- Zrobię jajecznicę. - oznajmiłam
- Z bekonem ?! - spytał Nath
- Jeśli chcesz.
- Byłoby fajnie.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i poszłam do kuchni. Zauważyłam, że Nathan bardzo zaangażował się w rolę ojca. Zresztą jest w tym bardzo dobry. Wpatruje się w Jamesa jak w obrazek. Robiąc jajecznicę nuciłam I Found You, później talerze z parującą żółto-brązową papką zaniosłam do mojego... do naszego pokoju. Nath siedział na łóżku i wpatrywał się z uśmiechem w naszego synka.
- Smacznego, kochanie.
Pocałowałam go w czoło, odgarniając tym jego grzywkę i podałam mu talerz, który sekundę później i tak leżał obok niego. Sama usiadłam po turecku i włączyłam telewizję. Cartoon Network. Akurat leciał Tom i Jerry. Ciekawe czy pełne imię tego kota, to Thomas.
- Nie odrywasz od niego wzroku. - spostrzegłam i włożyłam do buzi widelec z bekonem
- Jest taki śliczny jak mamusia. - powiedział Nath z uśmieszkiem
- Będzie łamał serca tak, jak tatuś.
Odłożyłam talerz na etażerkę, Nath zrobił to samo. Położył się na łóżku obok mnie, ale chwilę później już był bliżej. Czułam jego oddech na ustach. Krótko mówiąc, nagle poczułam, że strasznie go potrzebuję. Wtuliłam się więc w niego i zamknęłam oczy. Skuliłam się w jego ramionach czując ciepłe dłonie na plecach.
- Wygodnie ? - spytał całując mnie w czoło
- Cholernie. Cholernie wygodnie.
Niestety nie trwało to długo. Lil'Jay się obudził, Jason wrócił ze szkoły, rodzice z pracy. Dostaliśmy jeszcze Sivę, Alice i małą Jessie w gratisie. Wszyscy zastali nas wtulonych na łóżku.
- Jak słodko. - skomentowała przyjaciółka i przyłączyła się do uścisku, kładąc się za mną
- Alice - zaczęła mama - może chcesz zobaczyć prawdziwą atrakcję wieczoru ?
- Tak ! Oczywiście !
Podskoczyła na łóżku i, o dziwo spokojna, wzięła `kopię` Nathana na ręce. ^^
- Seev - powiedziała - Chodź.
No i takim sposobem mój mały Jay trafił na ręce swojego wujka.
- Jest taki malutki. - wyszeptał Siva
- Niedługo Ty też będziesz miał własnego malucha. - roześmiałam się
- Nie mogę się doczekać. - powiedział i włożył Lil'Jaya do łóżeczka, przy którym siedział Jason
- Idę odgrzać jajecznicę. - wzięłam talerze i wyszłam z pokoju
- Z bekonem ?!
Krzyknął za mną Siva i chwilę później przygotowywałam porcję dla niego.
TYMCZASEM NA GÓRZE !
Alice siedziała na łóżku z Nathanem. Jason, mama i tata poszli odrabiać lekcje, przebrać się i wypełniać papierkową robotę.
- Który miesiąc ? - spytał Nath nie odrywając wzroku od trzymanego na rękach dziecka
- Drugi. Właściwie zaczyna się trzeci. Nie daruję Sivie, jeżeli na weselu będę miała brzuch. Nie zmieszczę się w sukienkę.
- Masz już sukienkę ?! Vicki się wścieknie, jeśli się dowie, że nie pozwoliłaś jej wybrać.
- Nie wścieknie się, bo to ona ją wybierze.
- Czyli jeszcze jej nie masz.
- Nie. - odpowiedziała szybko
- Macie w ogóle datę ?
- Nie.
- Zarezerwowany kościół ?
- Nie.
- Salę ?
- Nie.
- Wybrane menu ?
- Nie.
- Fryzjerkę ?
- Nie.
- Makijażystkę ?
- Nie.
- Czyli Vicki Cię ubierze, uczesze, umaluje. Ja rezerwuję kościół i salę. Siva ustala menu - dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale gdy tylko otwarła usta, Nath jej przerwał - On się na tym zna. On się zna na Tobie. Wie co lubisz, co uwielbiasz, co kochasz, a czego nienawidzisz.
- Święta prawda.
- A propos świąt. Co dostałaś pod choinkę ?
- I pyta o to trzy miesiące po. Myślisz z wyprzedzeniem.
- Wiem. - uśmiechnął się i uniósł obie brwi do góry
- No więc... Siva kupił mi to.
Zdjęła z szyi łańcuszek, który wręczyła Nathanowi. Był on z prawdziwego srebra. Był to jakby kawałek pergaminu, który miał coś napisane piórem. Forever & Always.
- Śliczny. - pochwalił go chłopak
- A Tobie Vicki coś dała ?
- Nawet nie wiesz jak wiele.
Spojrzał z uśmiechem na naszego synka.
- A oprócz Lil'Jaya ?
- Napisałem list do Świętego Mikołaja. Było w nim, że chciałbym jeszcze córeczkę.
- Nathan ! - Ali zaczęła się śmiać
- No co ? Może byłaby taka sama jak jej mama. Taka śliczna, cudowna, z orzechowymi oczami i czarnymi włosami. Miałaby prześliczny uśmiech i zadziorny śmiech. Prowokowałaby każdego chłopaka jednym spojrzeniem. Ale w głębi duszy byłaby nieśmiałą, pełną uczuć, pogodną dziewczynką, którą otaczają prawdziwi przyjaciele i rodzina, której ufa.
- Ty ! Tatuśku ! Nie pogrążaj się w marzeniach !
Nath spojrzał na Alice ze zdziwieniem.
- Skąd masz kabanosa ?
- Zabrałam z kuchni po drodze. W końcu jestem w ciąży.
- No tak..
- Już zapomniałeś, jakie wymagania miała Vicki ?
- O nic mnie nie prosiła. Ona zawsze robi wszystko sama.
- No może z jednym wyjątkiem.
Spojrzała porozumiewawczo na Lil'Jaya z uśmiechem.
- Znowu śpi. - powiedział Nathan
- Tak, jak jego wujek. - wywróciła oczami
- O czym gadacie ? - spytałam wchodząc do pokoju i opierając się o framugę drzwi
- O wszystkim.
Nasze maleństwo przejęła Ali, natomiast Nath podszedł do mnie, objął w pasie i pocałował delikatnie w usta.


____________________________________________________________________
A macie świątecznego badziewia ! :D
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku !
Życzy Wasza Vicki ; *
Wpadajcie :
http://sweetstwmalawielkamilosc.blogspot.com/
<3

sobota, 15 grudnia 2012

Zapraszam do mojej BFF !

Tutaj jest blog mojej przyjaciółki
A właściwie jej ostatni rozdział :
http://sweetstwmalawielkamilosc.blogspot.com/2012/12/rozdzia-58.html
http://sweetstwmalawielkamilosc.blogspot.com/2012/12/rozdzia-58.html
Blog jest o The Wanted,  uprzedzajac Wasze pytania ; )
Bardzo proszę o komentarze.
Ona też na nie liczy.
A blog w skrócie wygląda tak :
Główna bohaterka, Alice, jest z Sivą. Jej BFF, Vicki, spotyka się z Nathanem. Mniej więcej akcja rozgrywa się miedzy tą czwórką, ale często są wszyscy razem. Aktualnie opowiada o urodzinach Vic, w tym imieninach Ali. Czytając od początku można się pośmiać, zaliczyć pogrzeb, popłakać, podglądać zdrady, wypadki, romanse, samobójstwa, a także powroty do siebie.
Opowiadanie jest genialne i zawsze ponaglam przyjaciółkę, żeby pisała kolejny rozdział. Aktualnie jest ich 58, ale wystarczą tylko jeszcze 4 komentarze, by dowiedzieć się, co dalej.
Akcja teraz się rozkręca, chociaż według mnie trwa ona od pierwszego zdania w 1 rozdziale.
No to jak?
Ryzykujemy, zostawiamy wszystko i wciągamy się w niesamowity świat, który tworzy moja przyjaciółka?
Naprawdę gorąco polecam. ^^


Wasza Vicki ; **






poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 88

24 LUTY ! 
Czyli prawie pół roku później :D

Wczoraj zasnęłam na filmie z Nathanem. W sumie to nawet mi się opłacało, bo film był całkiem nudny, a kanapa w salonie wygodna.
Obudziłam się i zobaczyłam, że ciągle na niej leżę. A... właściwie ktoś mnie obudził.
- Kopniak na dzień dobry ? Oj nie ładnie. - zachichotałam i pogładziłam brzuch
Wtedy złapał mnie okropny skurcz. Z moich ust wydobył się cichy jęk, ale nawet to obudziło śpiącego na fotelu Natha. Poderwał się do góry i chwilę później już kucał przy mnie trzymając mocno moją rękę. 
- Poproszę o karetkę na Waverley Street ! Moja dziewczyna rodzi ! - krzyczał do telefonu
Cały czas powtarzał : `Oddychaj`, `Uśmiechnij się`, `Jestem przy Tobie`, `Spokojnie`, `Dasz radę`. Najczęściej jednak prosił mnie o uśmiech. Gdy go odwzajemniał, mówił `Kocham Cię`. To dawało mi choć trochę otuchy i siły. Karetka przyjechała po 10 minutach. Pytanie czemu nie mogłam pojechać swoim autem. A no taak... Land Rovera zabrał Jay, a drugi samochód stał w garażu bez benzyny. Ciekawe czemu ?
Oboje wsiedliśmy do ambulansu i na sygnale przewieźli nas do szpitala.

Nathan stał przy mnie cały czas. W końcu zjawili się również Alice i Siva.
- Vic ? Wszystko ok ? - spytał kumpel
- A jak widać ?! - wydarłam się - Właśnie rodzę ! Może odłożymy pogaduszki na później ?!
- Dobrze. Tylko chcieliśmy Wam coś powiedzieć. - zakomunikowała Ali
- Co takiego ? - spytaliśmy równo z Nathanem
- Alice jest w ciąży. - uśmiechnął się Seev i pocałował dziewczynę w policzek
Wtedy rozległ się płacz małego dziecka.
- Witamy na świecie, Jamesie Nathanie Sykesie. - wyszeptałam
Nathan pocałował moją dłoń i dostałam swojego synka na ręce. Był... taki malutki. Nie wiedziałam jak o trzymać, ale na szczęście była przy nas pielęgniarka. Alice natychmiast zrobiła naszej trójce zdjęcie. Oboje uśmiechnięci wpatrujemy się w nasz mały cud.
- No. I zaraz na Twitterze będzie zamieszanie. - powiedziała przyjaciółka
- Co ? Opublikowałaś to zdjęcie ? - spytał spokojnie Nath
- Taak ? Niech wszyscy podziwiają Waszą małą niespodziankę.
- Małą powiadasz... - zachichotałam

To był w miarę szybki poród. Więcej niż 4 godzin może nie zajął. Ahh mogę być z siebie dumna. Bolało jak cholera, a ja dzielna nie wzięłam znieczulenia. ^^
Kiedy już leżałam na łóżku w `swojej` sali chwilkę potrzymałam małego Jamesa. Później odpłynęłam. Byłam strasznie zmęczona. Spałam chyba z 2 godziny... a przynajmniej tak czułam. Kiedy otwarłam oczy zauważyłam Nathana, który siedział na fotelu w kącie i trzymał delikatnie naszego synka. Uśmiechnęłam się i wtedy spojrzał na mnie. Również był uśmiechnięty. 
- Śpij jeszcze. Wiem, że jesteś zmęczona. - poprawił swojego full capa ^^
- Nie chcę. Mam ochotę popatrzeć na dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu.
Nathan zaczął się śmiać. Po cichu. Nie chciał obudzić śpiącego Jaya.
- Będziesz najwspanialszą mamusią na świecie. - powiedział
- A Ty ... może nie najlepszym, ale godnym naśladowania ojcem. 
- Dzięki. - zrobił smutną minkę - Miło mi.
Wtedy weszła pielęgniarka. Poprosiła o naszego maluszka i wyniosła go z sali. Chyba poszła włożyć go do inkubatora. W końcu Nathan się uparł, żeby potrzymać go przez chwilkę na rękach. 
- Przepraszam. Chodź. Usiądź obok mnie. - przesunęłam się robiąc mu miejsce - No chodź.
- A będę najwspanialszym ojcem na świecie ?
- Już nim jesteś. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie i Nath podszedł do mnie. Położył się obok biorąc mnie w ramiona i założył na moją głowę swoją czapkę. Później obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem i przytulił jeszcze mocniej.
- Jestem z Ciebie dumny. - wyszeptał - A teraz spróbuj zasnąć. 
Nic nie mówiąc zamknęłam oczy i odpłynęłam.

Kiedy się obudziłam, była 12.42. Chyba, że nie znam się na zegarku. Rozejrzałam się. Byłam sama. Sięgnęłam po moją torebkę, która leżała na etażerce. Wyciągnęłam z niej komórkę i zadzwoniłam do mamy.
- Halo ? - odebrała od razu
- Cześć, mamo. - powiedziałam zaspana
- Dopiero się obudziłaś ? 
- Nie dziw się. Miałam prawo być zmęczona.
No tak... moja mama o niczym nie wie.
- A jak tam maluszek ?
- Ughh.. nie mam pojęcia.
- Nie jest z Wami ?
- Mamo... mów logiczniej, dobra ? Dopiero się obudziłam.
- A może Ty mi coś powiesz ?
- Nie rozumiem. Poddaję się. Wygrałaś. Bingo !
- Nathan do mnie dzwonił. Powiedział, że mam ślicznego wnuka. 
- Dzwonił do Ciebie ? - poderwałam się do góry
- Noo... no dzwonił.
- Ale kiedy ?
- Oj, kochana. - mama westchnęła głośno
- Oddzwonię, ok ? Pozdrów tatę. 
- Zaraz sama go pozdrowisz.
Nie zwracając uwagi na to co powiedziała mama, rozłączyłam się i akurat wszedł Nathan.
- Gdzieś był ? - przymrużyłam oczy i wskazałam na niego palcem
- Po coś do jedzenia dla mojej księżniczki.
Pocałował mnie i położył przede mną tacę z talerzem zupy pomidorowej.
- O reeeety ! Jesteś najlepszy ! Kocham Cię !
Pomijając fakt, że to moje ulubione danie i nawet w szpitalu dało się to zjeść. ^^
- Och dziękuję. Czuję się zaszczycony.
- Gdzie Lil'Jay ?
- No w inkubatorze. - Nath zaczął się śmiać
- Nie śmiej się ze mnie, tępaku. 
- Bo co ?
- Bo Cię zupą opluję.
- A ja Cię wyłaskoczę.
- Wczoraj rodziłam. Tylko spróbuj, a obiecuję, że wylądujesz na łóżku obok mnie.
- A z miłą chęcią poleżę obok Ciebie.
- Nie o tym mówię. Boże ! Faceci tylko o jednym !
- A o co Ci chodziło ?
- O to, że połamię Ci kości, choć nie wiem czy jestem do tego zdolna. I przy okazji nie chcę robić krzywdy mojemu idealnemu chłopakowi.
Ujęłam jego twarz w dłonie i lekko pocałowałam.
- Co tak delikatnie ? - spytał i pocałunek zmienił się na namiętny
Moi rodzice jak zwykle wszystko psują ! Wpadli na salę razem z Jasonem. Bart od razu podbiegł do mnie i przytulił mocno. 
- Kiedy zobaczę Waszego synka ? - spytał zajmując miejsce obok mnie
- Już niedługo. Spokojnie.
Odpowiedź skleiłam w odpowiednim czasie. Na salę weszła pielęgniarka i powiedziała, że Jamesa trzeba nakarmić. Chwilę potrzymałam go na rękach i pozwoliłam wszystkim się na niego napatrzeć. Nathan jednak cały czas wpatrywał się we mnie, nie w naszego synka. Kiedy na niego spojrzałam, spytałam o co mu chodzi :
- Jesteś piękna. - odpowiedział uśmiechając się i nie odrywając ode mnie wzroku
- To my nie przeszkadzamy. - powiedział tata - Chodź Jason. Idziemy na stołówkę.
Wstali i poszli.
- Pójdę z nimi. - oświadczył Nath i pobiegł za nimi
Zostałam więc sama z mamą.
- Nakarmić Jaya. To chyba nie powinien być problem. - myślałam na głos
- No nie, nie powinien. - zaśmiała się mama
Parę minut później najedzony Jay leżał w ramionach mojej mamy, a my po cichu plotkowałyśmy o trendach w Nowym Jorku. Mama opowiadała jak spędziła tam z tatą i Jasonem miesiąc urlopu. Przy mnie w Nottingham cały czas był Nathan, więc nie miała się o co martwić. Od kiedy z nim jestem wszyscy mu ufają. A ja najbardziej. ^^
No i tak na plotkowaniu spędziłyśmy chyba z dwie godziny ! W tym czasie chłopacy siedzieli w stołówce i rozmawiali o ostatnim meczu ...-.-

________________________________________
Trochę długi ^^
Nie mogłam się powstrzymać i go napisałam.
Czekam na 5 komentarzy :D
<3

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 87

Rodzice kręcili się w kółko, jakby czegoś szukali.
- Co Wy robicie ? - spytałam zdejmując prochowiec
- Victoria ! - krzyknęła mama - Gdzie byłaś ?!
- Odprowadzałam Jasona do szkoły.
- Zwariowałaś ?! - wtrącił tata - Mogło się Tobie coś stać !
Tak... od kiedy jestem w ciąży, Nathan jest bardziej romantyczny, a rodzice stali się nadopiekuńczy. Suuuper. -.-
- Co mi się miało stać po drodze do szkoły ?
- Nie powiedziałaś nam, że po przyjeździe zastaniemy pusty dom.Nie wiedzieliśmy gdzie jesteście. - mama złagodniała
- Jestem głodna. - powiedziałam
Pokierowałam się do kuchni. Z lodówki wyjęłam karton mleka i wypiłam kilka łyków. Później wzięłam w rękę parówkę i poszłam do swojego pokoju.
Włączyłam laptopa. Logując się na twittera usłyszałam swój telefon. Wiadomość od Jaya : `Wbijaj na tt !`. Tak, jakbym już tego nie zrobiła. Weszłam na jego profil i sprawdziłam ostatni tweet. Byłam w nim oznaczona. Właściwie ja i Nathan. Otwarłam zamieszczone tam zdjęcie i uśmiechnęłam się nie patrząc na opis. Sytuację ze zdjęcia uwiecznił Jay, kiedy siedzieliśmy w moim salonie poprzedniego dnia. Miałam podciągniętą bluzkę, a Nath z zacieszem gładził mój brzuch. No i wygadałam ! Usłyszałam piosenkę Rity Ory - R.I.P. Właśnie dzięki niej wiedziałam kiedy usłyszę mojego ukochanego.
- Halo ? - odebrałam
- Cześć, Kochanie. - oczywiście Nathan
- Już tęsknisz ? Rozmawialiśmy niecałe 30 minut temu. - zachichotałam
- Tak, wiem i tęsknię cholernie ! Tylko dzwonię Cię spytać, czy widziałaś co nasz Loczek wykombinował ?
- Widziałam. Nawet sam mnie o tym poinformował.
- Ukręcę mu łeb ! To miała być nasza tajemnica !
- Nic mu nie rób ! Jestem pewna, że on jakoś nam to wyjaśni.
- Mogę mu chociaż jakiegoś siniaka nabić za ten opis ?
`Nath szykuj się ! Teraz koniec imprez ! Lepiej zacznij malować pokój dla Waszej trójki i łóżeczko skręcać ! :) `
- Tak, możesz. Walnij go przy okazji ode mnie.
- Kocham Cię ! - był wyraźnie uradowany
- My Ciebie też. - i się rozłączyłam
`Jesteś najgorszą przyjaciółką na świecie, Vic.` -brzmiał tweet Jaya kwadrans później. Domyśliłam się, że chodziło o moją rozmowę z Nathanem.

W #WantedWednesday siedziałam w domu z Jasem. Nie poszedł do szkoły, bo połowa budynku nie funkcjonuje z powodu remontu. Obejrzeliśmy chyba wszystkie filmiki z historii The Wanted, a ciągle było przed południem. Zrobiliśmy więc babeczki, które udekorowane były śmiesznymi emotkami.
- Jemy teraz ? - spytał Jason
- Właściwie to mam ochotę na ogórki.
Podeszłam do szafki, która pełniła rolę spiżarki i wyjęłam z niej słoik. Odkręciłam pokrywkę, odłożyłam ją na blat i włożyłam do ust największego ogórka. Podchodząc do okna zauważyłam, że ktoś się skrada. Kiedy się potknął, zauważyłam, że to Aaron ! Nieświadomie wyplułam całego ogórka... na szybę. Jak na zawołanie kumpel spojrzał na mnie przerażony, a ja próbowałam doczyścić rękawem plamę na oknie. W końcu się poddałam i pomachałam mu nieśmiało. Wykonał gest, który jasno objaśniał, że mam wyjść do niego. Waląc się w czoło z zawstydzenia poszłam otworzyć drzwi. Jak się spodziewałam, Aaron od razu wszedł do środka uciekając przed zimnem.
- Cześć. Ciebie też miło widzieć. Odpowiadając na Twoje pytanie, u mnie wszystko w porządku. - wypaliłam bez zastanowienia
Aaron przymierzył się, żeby ująć moją twarz w dłonie, ale się odsunęłam. Jak przypuszczam, chciał mnie pocałować.
- Ej ! Zostaw ją ! Bo zadzwonię po Nathana !
Spojrzałam w prawo. Stał tam Jason.
- A któż to taki ? - spytał Aaron
- Chłopak Vicki. Nie wspominała Ci o nim ?
- Nie musiała. Sporo dowiedziałem się z mediów. - spojrzał na mój brzuch - Ty jesteś w ciąży ?! Z tym idiotą ?!
- Aaron, Nath nie jest idiotą. Kocham jego, nie Ciebie. Kiedy to w końcu zrozumiesz ?
- To jego dziecko ?!
- Tak. I nawet jestem z tego dumna. Nath będzie wspaniałym ojcem i mężem.
- Poczekaj... co ?! Oświadczył Ci się ?!
- Nie Twoja sprawa. Powinieneś już iść.
- Vicki, wytłumacz mi to. - uspokoił się troszkę
- Tak, będę miała dziecko z Nathanem. Kocham go nad życie i zrobiłabym dla niego wszystko. To z tym mężem... - westchnęłam głośno robiąc pauzę w mojej wypowiedzi - Jeszcze mi sie nie oświadczył.
- Jeszcze ?! To niby kiedy zamierza to zrobić ?!
- Sama chciałabym wiedzieć.
Nastąpiła cisza. Nikt się nie odezwał. W końcu Aaron przerwał to milczenie :
- Masz rację. Lepiej już pójdę. - zatrzymał się w drzwiach - Ale... wiem, że to głupie. Ale nie przyjmuj tych oświadczyn.
- Zastanów się lepiej o co mnie prosisz !
- Ehh, mówiłem, że to głupie. Tylko zrób coś dla mnie.
- Co takiego ?
- Jesteś w stanie pamiętać ?
- O czym ?
- O tym, że zawsze będę Cię kochać.
Zamurowało mnie. Aaron zostawił pocałunek na moim policzku i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Chwilę stałam bez ruchu. W końcu poszłam do salonu i opadłam na sofę. Jason jak zwykle usiadł obok mnie.
- Kto to był ? - spytał
- Aaron. Chodziliśmy razem do klasy w liceum.
- Lubi Cię. To widać. Ale kiedy Nathan na Ciebie patrzy, to wydaje się, jakbyś była dla niego wszystkim.
- A Ty ? Masz już taką koleżankę, która jest dla Ciebie wszystkim ?
- Kobieto ! Mam 11 lat ! Myślisz, że w tym wieku chłopcy chcą mieć dziewczynę ?
- Oj, za parę lat będziesz narzekał, że to powiedziałeś.
- Nie koniecznie. - zaczął szperać w prawej kieszeni - Widzisz ? - pokazał mi jakieś zdjęcie - Ma na imię Laura. Chodzi ze mną do klasy. Lubię ją. Tak samo, jak Nathan lubi Ciebie.
- Kiedy ją poznam ? - no taaak, ciekawość wzięła górę
- Nie wiem, czy w ogóle ją tu przyprowadzę.
- Czemu ?
Zdałam sobie sprawę, że mi też było głupio, kiedy rodzice poznali Nathana. Spałam wtedy w aucie, bo zasłabłam na lotnisku. Właściwie mama i tata przyjęli go bardzo ciepło. W końcu się mną opiekował i nadal to robi.
- Boję się, jak wszyscy na nią zareagują. - kontynuował
- No co Ty ! Zaproś ją do nas, a ja dopilnuję, żeby rodzice często nie odwiedzali Twojego pokoju.
- Wow ! Dzięki ! Jesteś najlepszą siostrą na świecie !
- A Ty najlepszym bratem w kosmosie.
Zaśmialiśmy się i resztę dnia spędziliśmy wygłupiając się i oglądając bajki.